Skocz do zawartości
pytla

Kawiarenka pytli

1390 postów w tym temacie

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem gdzie można liczyć na komentarze związane z podjętą inicjatywą szkolenia Rzeczoznawców Chorób Pszczół w woj. dolnośląskim. Parokrotnie były wzmianki na portalu ale jakoś niewielu śpieszy z komentarzami... Oczywiście można czekać aby później z otwartą przyłbicą... skrytykować. Ala czyż nie czas aby wyrazić swoje zdanie czego się oczekuje, jak się widzi perspektywę tej inicjatywy? Spotykam się z opinią ... no pasaran... nie wpuszczę TAKIEGO do swojej pasieki. Uważam, że z założenia TAKI /rzeczoznawca/ powinien do pasieki być zapraszany jako gość/fachowiec który pomoże w kłopotach, w żadnym wypadku kontroler. Wyjątkiem winne być sprawy związane z występowaniem chorób kwarantannowych, /działanie wspólne z lekarzem wet/.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Uważam, że z założenia TAKI /rzeczoznawca/ powinien do pasieki być zapraszany jako gość/fachowiec który pomoże w kłopotach, w żadnym wypadku kontroler. Wyjątkiem winne być sprawy związane z występowaniem chorób kwarantannowych, /działanie wspólne z lekarzem wet/.

 

Założenie powinno być, że Taki Rzeczoznawca będzie miał wiedzę nie papierek .

Rozmawiając z niektórymi "papierkowymi mistrzami " :huh::mellow:.

Niemniej żałuje że takie i podobne inicjatywy w Małopolskim nie są obecne ,a może nie nagłaśniane .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację, rzeczoznawca to przede wszystkim wiedza, którą trzeba systematycznie pogłębiać... ale również wola zaangażowania się w rozwiązywanie problemów. 

Optymistycznie brzmi iż "żałujesz że podobne inicjatywy nie są obecne np. w Małopolsce". Po prostu trzeba występować do władz z taką inicjatywą. Byłbym usatysfakcjonowany gdyby, śladem naszej inicjatywy, w innych województwach podjęto podobne. Jestem przekonany że kol. Pilawka podzieli się doświadczeniem, trzeba się z nim skontaktować. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prosze nie zartowac.

Trzy dni kursu na sucho w sali wykładowej.

Nie wiem czy smiac sie czy plakac.

I niech bedzie ze uprawiam krytykanctwo.

 

Warroza, 18 wirusów, dwie lub juz trzy nosemy, mnostwo innych chorob...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prosze nie zartowac.

Trzy dni kursu na sucho w sali wykładowej.

Nie wiem czy smiac sie czy plakac.

I niech bedzie ze uprawiam krytykanctwo.

 

Warroza, 18 wirusów, dwie lub juz trzy nosemy, mnostwo innych chorob...

Zawsze można wychodzić z założenia że lepiej nic nie robić...   A może przykład z wyższej półki... w karetkach pogotowia jeżdżą sanitariusze!!!  Ich celem jest dowieźć delikwenta do lekarza udzielając pierwszej pomocy. Może ten tok rozumowania przekona... że lepiej COŚ robić niż NIC. Nie wierzę, że nawet zaczynający dziś pszczelarzenie, dożyją czasów kiedy pszczołami będą się zajmowali lekarze wet- z wyższym pszczelarskim wykształceniem.   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość marbert

To szkolenie może mieć sens w temacie jak rozpoznać pszczołę buckfast i donieść na kolegę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ateno.

To kurs na rzeczoznawcow.

Rzeczoznawca to alfa i omega.

Przed urzedem, przed sadem.

Pojmujesz Waść?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

To kurs na rzeczoznawcow.

Rzeczoznawca to alfa i omega.

Przed urzedem, przed sadem.

To jest fakt nie niezaprzeczalny ,i nie można go niczym usprawiedliwić .

Co do lekarzy to - 1.5 roku chodziłem z zerwanym ścięgnem w barku bo ortopedzi nie douczeni ,kuźwa .

Po takim kursie 3 dniowym to też można tworzyć nową historie pszczelarstwa .

Chyba że ma się za sobą trochę praktyki powiązanej z doszkalaniem się .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To szkolenie może mieć sens w temacie jak rozpoznać pszczołę buckfast i donieść na kolegę.

Możecie przekonywać na wszelkie sposoby że TO NIE MA SENSU...  Ci co się zgłosili na kurs są przekonani że TO MA SENS.  Czas pokaże kto miał rację...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taki kursant po trzech dniach przyjdzie Ci spalic pszczoly.

 

Prosciej juz naprawde nie potrafię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taki kursant po trzech dniach przyjdzie Ci spalic pszczoly.

 

Prosciej juz naprawde nie potrafię.

Faktycznie wyraziłeś swoje przemyślenia prosto...  bardzo prosto... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolego Borowy, z całym szacunkiem dla Ciebie, ale gdzie byłeś 1 grudnia 2017 jak trwała dyskusja na temat czy warto się szkolić i zorganizować kurs na rzeczoznawców chorób pszczół. Odnoszę wrażenie, że żal ci ... ściska. Zwróć proszę uwagę, że zaraz po ogłoszeniu kursy w przeciągu 3 dni miałem już połowę chętnych. A dodatkowo musiałem skrócić czas przyjmowania zgłoszeń, bo lista była pełna i miałem zapisy na listę rezerwową. Ludzie, którzy się zapisali, to nie pszczelarze "pokrzywowi" z łapanki ale z długoletnim stażem pszczelarskim. I swoimi stwierdzeniami krzywdzisz ich. I nikt Ci pasieki palić nie będzie!!! Kto wie, czy sam sobie jej nie spalisz, bo być może Twoja wiedza w tym temacie będzie za mała.

 

Jakieś 10-12 lat temu uczestniczyłem w Kursie na rzeczoznawców chorób pszczół w miejscowości Brenna. Wykładowcą była Pani dr Pohorecka. Nikt wtedy tego nie negował. A teraz.... Tam też kurs trwał 3 dni. I co? W moim powiecie ani razu nie byłem poproszony o pomoc dla PLW. Nie było potrzeby być może PLW dawał sobie radę sam. A ja miałem wiedzę z którą w swoim kole dzieliłem się. Czyż nie o to chodzi?

A spieracie się o nazwę :mellow: Jak zawał tak zwał. Nazwa..... dajcie spokój. Próbujcie u siebie działać dla dobra innych. 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wg mojego rozeznania to tylko jeden RZP/z czterech/ poinformował swoje koła o kursie... Wieść rozniosła się szybko mimo "blokady" informacji, czyli... czyli światli pszczelarze docenili potrzebę uczestniczenia w tego typu kursach w swoim i społecznym interesie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taki kursant po trzech dniach przyjdzie Ci spalic pszczoly.

 

Prosciej juz naprawde nie potrafię.

I jak tu dyskutować, to Twoja opinia.

 A moja to: jak, ktoś jest w niemocy to sprawę może ośmieszyć, zanegować kompetencje, zmarginalizować, albo chociaż opluć. Tak już niektórzy mają.

...............................................................................................................

Jan Dzierżoń - Ślązak - Ojciec współczesnego pszczelarstwa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie, że pszczelarze strasznie się ostatnio usztywniają w swoich poglądach. Żeby było bardziej kawiarnianie... w sobotę z wieloma pszczelarzami rozmawiałem o ulach. Dużo było takich, którzy swoje zdania wypowiadali ale zdania innych osób też przyjmowali do wiadomości, ale byli też tacy, którzy dołączyli do rozmowy tylko po to, by wypowiedzieć swoje:

  • â"jak ul, to tylko drewniany i żaden inny",
  • "ul poliuretanowy nie może mieć drewnianych krawędzi bo drewno to nie materiał i za 5 lat spróchnieje i wyleci",
  • "na wędrówki nie nadaje się ul bez felców bo przecież coś się przesunie i pszczoły na pewno wylecą",

i jeszcze kilka innych ex cathedra wieloletniego praktyka... bez uwzględnienia drobiazgu, że wygłaszający rozmawia przecież też z wieloletnimi praktykami.

 

Tu też tak mamy  :) a ja od kilku dni powstrzymuję się, żeby napisać swoje zdanie w kwestii kursu rzeczoznawców chorób pszczelich nie teraz, ale raczej po zakończonym kursie, kiedy lepiej będzie można podsumować nie tylko jego owoce ale też perspektywę otwarcia przez niego różnych bram i furtek.

 

Co do czasów, proponowane 300 godzin to chyba dla kogoś, kto nie ma za sobą zbyt długiej pszczelarskiej praktyki albo dla kogoś, kto zajmując się chorobami pszczół będzie dysponował pełnym zapleczem diagnostycznym. Zdecydowanie inny jest zarówno dobór uczestników jak i cele do osiągnięcia. A tekst, że ktoś po tym kursie "przyjdzie Ci spalić pszczoły" to sorry, ale na swój użytek kwalifikuję do kategorii tych powyższych, o ulach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

 

Tu też tak mamy  :) a ja od kilku dni powstrzymuję się, żeby napisać swoje zdanie w kwestii kursu rzeczoznawców chorób pszczelich nie teraz, ale raczej po zakończonym kursie, kiedy lepiej będzie można podsumować nie tylko jego owoce ale też perspektywę otwarcia przez niego różnych bram i furtek.

 

Szanowni koledzy. Temat jest niezmiernie ważny, i ponieważ ja nie mogę już za wiele czasu czekać na zabranie tutaj głosu na okres juz "po kursie", chciał bym przedstawić jak to dawniej było, i po co taka funkcja "rzeczoznawcy chorób pszczół" powstała i funkcjonowała z powodzeniem w tamtej rzeczywistości. Na początek chciał bym przedstawić legitymację takiego rzeczoznawcy, dlatego, aby można było się zorientować co ona zawierała, i jakie prawa posiadał jej właściciel, oczywiście wraz z upoważnieniem Powiatowego Lekarza Weterynarii, na którego zlecenie działał i mógł wstępować do określonych pasiek.

14805618935458650472.jpg

 

Podobnie jak dziś, wielu lekarzy weterynarii, miało wtedy niepełne wiadomości na temat pszczół, i dlatego funkcja rzeczoznawcy miała tej sytuacji zaradzić. Oczywiste też , że na kurs rzeczoznawcy nie byli delegowani wszyscy kto by tylko chciał, ale w Kołach Pszczelarskich typowani byli ludzie z pewnym doświadczeniem i posiadające dostateczną wiedzę na ten temat, którzy posiadali tez pewien autorytet w miejscowym środowisku pszczelarskim, co ułatwiało później ich bezpośredni kontakt z pszczelarzami w terenie.

Kurs był właściwie tylko po to, aby te posiadane wiadomości zostały potwierdzone przez komisję egzaminacyjną, i otrzymanie dokumentu w treści jak powyżej.

Praktyczne działanie przebiegało przy odpowiedniej procedurze. W stosownym czasie , Powiatowy Lekarz Wet. zwoływał grono rzeczoznawców w celu podziału terenu powiatu na poszczególnych kolegów, posiadających te uprawnienia, i każdy otrzymywał dokument do których miejscowości danego powiatu jest delegowany, celem dokonania przeglądu pasiek. Otrzymywał on stosowne listy, na których wpisywał dane pasieki którą wizytował, oraz szczególne uwagi w zakresie zauważonych oznak chorobowych jakie w czasie takiego przeglądu zauważył. Przegląd odbywał się , poprzez czynności zalecane przez rzeczoznawcę, jednak rękami i przy użyciu sprzętu właściciela pasieki. Rzeczoznawca wskazywał tylko właścicielowi, co jeszcze chciał by zobaczyć, czy kolejną ramkę czerwiu, czy inną. Nie musiał przeglądać wszystkich rodzin w pasiece , tylko wybrane, które typował wstępnie podczas chwilowej obserwacji zachowania się pszczół na wylotach uli. O ile w trakcie tego znalazł by jakieś niepokojące objawy stanu rodzin lub samych pszczół, wtedy mógł zażądać otwarcia kolejnych uli dla ich przeglądnięcia.  Swoje obserwacje notował na arkuszu jaki otrzymał wcześniej od PLW, i te wpisy po zakończeniu przeglądu pasieki , swoim podpisem potwierdzał właściciel kontrolowanej pasieki.  Oczywistym faktem o którym trzeba też wspomnieć, było że PLW wystawiał każdemu rzeczoznawcy delegację, którą po zakończeniu kontroli w każdej wsi, należało podbić u miejscowego sołtysa. Czasem zdarzało się że jeszcze sołtys informował o jakiejś pasiece, która powstała niedawno i która nie figurowała w spisach pasiek prowadzonych przez Koła Terenowe. W tym czasie nie było obowiązku rejestrowania pasiek u PLW.

Po zakończeniu takiej kontroli, PLW, analizował wyniki, i w przypadku zgłoszenia przez rzeczoznawcę podejrzenia choroby, już osobnym zleceniem, zarządzał pobranie próbek czerwiu, i zalecał leczenie lub likwidację ogniska chorobowego, w zależności od stanu rodzin w zapowietrzonej pasiece.  Na ten cel rzeczoznawca, otrzymywał od niego także stosowne dokumenty oraz delegację celem rozliczenia kosztów dojazdu i czasu pracy w chorej pasiece.

W przypadku jeśli jakiś właściciel pasieki odmawiał rzeczoznawcy wstępu, rzeczoznawca mógł zgłosić się z taką sprawą do najbliższego komisariatu milicji, i przebieg kontroli w takiej pasiece odbywał się przy udziale funkcjonariusza, a oporny właściciel otrzymywał stosowny mandat karny. Przypadków takich było jednak niewiele, a wiele zależało od aktywności Koła Pszczelarzy działającego na danym terenie. Oczywiście, że były tereny, gdzie brak aktywnego Koła, utrudniał tą dobrą współpracę pomiędzy PLW, a pszczelarzami i rolnikami. Tam sprawy te nie były właściwie prowadzone, i tereny takie stanowiły stałe zagrożenie dla sąsiadujących ze sobą powiatów. Ale sytuacja podobna , także i dziś na pewno miała by miejsce, i w tej sprawie niewiele się zmieniło. Oczywistym jest, że obecnie wiele zmieniło się w przepisach, i roli weterynarii, jaką odgrywa ona wobec swoich zadań. Niemniej te opisane zasady z tamtego okresu, mogą być jakąś wskazówką, jak to działało i spełniało swoją rolę, a więc można by przynajmniej niektóre elementy tego systemu, przełożyć na obecny czas. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zapewne nie wszystko do przeniesienia na współczesne czasy /50 lat/ ale większość spraw/tematów jest aktualna. Znakomity materiał do dyskusji na temat jak "wkomponować" nowych rzeczoznawców do współczesnych realiów.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do mojej powyższej wypowiedzi, chciał bym jeszcze dodać, że wyniki tych kontroli pasiek, finansowane wtedy przez Powiatowego lekarza  Weterynarii, były później wykorzystywane także podczas, podziału pożytków głownie rzepakowych, oraz akacjowo - lipowych, które na tych terenach były wiodącymi pożytkami, i podziału ich wykorzystania, dokonywano na wiosennym zebraniu Koła Powiatowego, właśnie z uwzględnieniem spostrzeżeń dokonanych podczas przeglądów pasiek wykonywanych na zlecenie PLW. W następnym sezonie po przeprowadzeniu leczenia, pod nadzorem rzeczoznawcy, w pasiekach tych pobierane były próbki czerwiu, i po zbadaniu ich przez Zakład Higieny Weterynaryjnej, PLW zdejmował, lub utrzymywał ograniczenia z terenu zapowietrzonego. Były to więc dodatkowe korzyści wynikające z takiego rozwiązania. Przyczyniały się one do znaczącego ograniczenia występowania chorób zwalczanych "z urzędu".  Dziś, według mojego stanu wiedzy, oprócz braku kompleksowej kontroli zdrowotności pasiek, istnieją dodatkowe drogi  rozpowszechniania się tych chorób.  Sprzyja temu zbyt duża ilość chemii, wprowadzanej do uli przez pszczelarzy, oraz takie jak mamy, rozwiązania w zakresie programów, które niektórzy nazywają "pomocowymi". Czy pomagają one pszczelarzom, nie jest jednoznaczne. Na pewno pomagają one w rozprzestrzenianiu się chorób pszczół, zwłaszcza tych , które zostały do nas zawleczone w związku z niekontrolowanym należycie importem egzotycznych linii pszczół, i możliwością ich wykorzystania przy tworzeniu odkładów i matek będących przedmiotem handlu, szczególnie tego refundowanego. Kiedyś, też czasem ktoś tam coś w kieszeni zza granicy przywiózł, ale drogi rozpowszechniania się tego były bardzo ograniczone, a także zapotrzebowanie na taki materiał znacznie mniejsze. Dziś wielu , zwłaszcza początkujących pszczelarzy, "bombardowanych" agresywną reklamą, myśli, że ich powodzenie w pszczelarstwie, zależy od wybranej linii pszczół , na jakiej rozpoczną swoją działalność. Jeszcze nie znają podstawowych rzeczy z biologii, czy zasad gospodarki pasiecznej, ale już uważają się za "fachowców", jakie rasy pszczół powinni mieć w swojej pasiece.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Macie Koledzy racje - przepraszam.

Przyznam ze wstydem ze nie doczytalem.

Tym niemniej uwazam ze obligatoryjne powinno byc posiadanie jakiejs formy wykształcenia, czy to pszczelarskiego czy weterynaryjnego.

I kurs powinien konczyc sie jakas forma egzaminu.

Urazonych przepraszam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Historia kołem się toczy.

   Jedne wydarzenia zatrzymują uwagę opinii publicznej miesiącami, inne przechodzą niezauważone. Takimi, porównywalnymi wydarzeniami są decyzje o budowie pomników. 

    Zapadła decyzja o wzniesieniu w Warszawie  pomnika ku czci drugiej co do liczebności polskiej formacji wojskowej z okresu II Wojny Światowej Batalionów Chłopskich.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To akurat nieodpowiedzialna decyzja. BCh zbyt mało angażowały się do walki z reformą rolną i nie strzelali z przyjemnością jak prawdziwi żołnierze wyklęci do komuchów rozdających chłopom cudzą ziemię za nic, czyli za przelaną na niesłusznym froncie krew.

Pomnik? Za co?

Ale przyjdzie pora na BCh i reformę rolną. Rozliczymy i wystawimy rachunek, a bezprawnie rozdana ziemia rolna wróci do prawowitych właścicieli, tak jak wracały kamienice warszawskie. To kwestia produkcji wyglądających na stare dokumentów i przejęcia na własność władzy sądowniczej.

Chłopy, chcata ziemi? To bierzta berety i chodźta!

Historia kałem się toczy. Raz na wozie, raz w nawozie :( .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To akurat nieodpowiedzialna decyzja. BCh zbyt mało angażowały się do walki z reformą rolną i nie strzelali z przyjemnością jak prawdziwi żołnierze wyklęci do komuchów rozdających chłopom cudzą ziemię za nic, czyli za przelaną na niesłusznym froncie krew.

 

 

"Grab zagrabliennoje"  to bolszewicka ideologia, widzę, że mocno Ci ją wbili do głowy ruski janczarze.

W LWP nauczyli Cię nisko latać i chwalić się bolszewicką moralnością.

Lata minęły, a Ty nadal myślisz, że to może być atrakcyjne dla szerszej publiki?

Witze a la Leszek Miller śmieszą już tylko bardzo stetryczałych towarzyszy i bardzo niedouczoną lemingozę

Onuce, onuce, ruskie onuce walą na kilometr z Twojego postu, szkoda, że nie potrafisz od ich wpływu się na starość uwolnić. A taką miałem nadzieję ...

 

Robinhuud: 

"Historia kałem się toczy. Raz na wozie, raz w nawozie :( ."

 

Chyba historia wszechzwiązkowej komunistycznej partii zaprzańców.

Fortuna toczy się kołem, historia broni się prawdą.  

Od pewnego czasu narracja ruskich sługusów coraz wyraźniej przegrywa batalię o pamięć.

W dzisiejszej Polsce wzorem dla młodego pokolenia są Żołnierze Niezłomni, a nie "dumni" podkomendni ruskich marszałków, ci lądują powoli na śmietniku polskiej historii - to miejsce od dawna na nich czekało.

I nic już tej tendencji nie zmieni, bo prawda zawsze zwycięża, a historię ponoć piszą zwycięzcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż, moim zdaniem historia to całokształt spraw i wydarzeń które kiedyś zaistniały, zostały spisane, odnotowane i upublicznione każdemu kto się nimi interesuje. Oczywiście ocena dokonywana przez różnych ludzi może być różna ale wybiórcze traktowanie tego co było to już jest fałszowanie historii. Każdy ma prawo oceniać za co order a za co tiurma. Historię niech piszą historycy, nie zwycięzcy... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie

×
×
  • Dodaj nową pozycję...