Skocz do zawartości

jjb

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    618
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jjb

  1. jjb

    Kawiarenka pytli

    Dennice mi się podobają, co to znaczy od Romana? A impregnacja też mnie interesuje, Daru polecił mi olej lniany na gorąco, ale miałem już tylko jedną dennicę do impregnacji. Inne wcześniej zdążyłem spartolić... Dennica od Łysonia plastykowa zawsze mi gromadzi wilgoć w szufladzie, ale ta z twardego styropianu jest sucha...
  2. jjb

    Polski wosk i polska węza

    Będę jednak robił sam te węzę z własnego wosku. Im więcej czytam na ten temat, tym bardziej czuję się wpieprzony. Na razie to w oparciu o matryce silikonowe, ale jak zobaczę dużą różnicę w sezonie to już zainwestuję w coś docelowego... Komórka 4,9 mm ....
  3. Mniejsze 2,8 litra, większe 4 l. Obie mieszczą się w półkorpusie.
  4. jjb

    Polski wosk i polska węza

    Dla mnie w tej sytuacji irytujące jest to, że nie kupię sobie ramek z wprawioną węzą, gdyby mi brakowało czasu, bo domyślam się, że węza tam będzie kalkulowana tanio. Mogę kupić jakąś partię w sklepie pszczelarskim i pobawić się w labie... potem ewentualnie dokupić lub nie... pomijam robienie węzy samemu. To zrób to sam niestety staje się nie tyle wyborem, co koniecznością. Ul korpusowy jednościenny na obniżona ramkę wielkopolską po dwóch sezonach krzywi się, robią się szpary na palec, ale przecież mogę taki korpus sam zrobić, to prosta konstrukcja... problem z odpowiednim drewnem? przecież mogę sobie ściąć własną topolę i wysuszyć... będę miał znakomite deski... ulik weselny na ramke 1/2 wielkopolskiego jakoś się pokrzywił dziwacznie, widocznie reumatyzm go dopadł, ale przecież to mogę zrobić sam, biorąc ten kalosz jako wzór do poprawek. No coś nie tak, ogólnie rzecz ujmując....
  5. jjb

    Polski wosk i polska węza

    Na rynek weszło sporo takiej węzy z parafiną, stearyną i ona wraca też do producentów węzy właściwie od godnych zaufania pszczelarzy, którzy nie mieli świadomości przekrętu. To jest ogólnie psucie małymi kroczkami ale trudno odwrócić potem taką sytuację, bowiem problem staje się rozproszony. Pewnie, że robienie węzy z powierzonego wosku jest świetnym pomysłem, ale jak dużej procentowo części rynku to dotyczy? Czy ma to szanse wywrzeć nacisk na producentów węzy? Poza tym to duży nakład czasu, takoż logistyczny, jak sobie radzić w innych sytuacjach? U kogo kupować węzę? Przejść na ule typu japońskiego? Może monitoring węzy na zasadzie komunikatu na forum: kupiłem węzę taką, a taką, pszczoły świetnie ją obudowują, albo wręcz przeciwnie, a węza kipi po podgrzaniu...
  6. jjb

    Czytelnictwo prasy pszczelarskiej

    To prawda, że ostatnie wpisy pasują już do tego tematu, ale do przeniesienia wpisu nie wystarczy być autorem - trzeba mieć dodatkowe uprawnienia....
  7. Europę to my my mamy u siebie, środek niegdyś wypadał koło Moniek, ale wtedy to było tam zagłębie ziemniaczane, teraz to chyba tak nie jest, choć mentalny wpływ na nasze rozumienie europejskości pozostał, przynajmniej u części polityków. Czesi to dla nas jednak wielki świat... chociaż nie traktujemy ich poważnie. Ale napis w piwiarni na Hradczanach: rozum mówi nie pij, ale silna wola zwycięża... to dla mnie majstersztyk. Swoją drogą zakładka Młodość w Twoim linku Robinie to rewelacja.
  8. jjb

    Strategia od pola do stołu

    Temat jest tak szeroki, że cała ta idea łatwo popada w bezkonkrecie. Ale główny problem jest wg mnie taki: jakie możliwości pomiaru, szacowania zdrowotności pożywienia ma normalny klient? Jeżeli nie ma on żadnych wiarygodnych narzędzi to problem pozostaje w obszarze werbalnym, jak "ekogroszek" klient może myśli o ekologii, producent o ekonomii... Oczywiście można stwierdzić, że mamy instytucje, które winny w sposób wiarygodny monitorować rynek żywności robić testy, raportować, aby klient mógł dokonać wyboru. Mam wrażenie, że w badaniach dotyczących nowych odmian nie widzę wogóle porównań stanu gleby, równowagi organizmów glebowych. Mówi się o wydajności, łatwości ochrony.... tymczasem odniesienia do gleby są tylko sporadyczne. A to gleba decyduje o tym co jemy, co gorsza, nie idzie o trywialny w gruncie rzeczy aspekt chemiczny, ale biologiczny, mikrobiologiczny. W tym sensie bardziej naukowe wydają mi się badania Thunów, w których jakość uprawy oceniano po jakości chleba, a nie wydajności z ha. Ale to im zajęło kilkadziesiąt lat... Próbowałem znaleźć sensowne badania na temat EM-ów, ich działania. Część badań krytycznych jest tak metodologicznie postawiona, że trudno byłoby przy takich kryteriach wykazać wpływ prądu elektrycznego na zdrowie człowieka nawet biorąc pod uwagę krzesło elektryczne... W rezultacie jest sens w stosowaniu EM-ów, czy to zabobon? Ale ja tu piszę o bakteriach, co ich gołym okiem nie widać, ale gołym okiem widać że w tym samym miejscu od 11 lat rośnie kukurydza, albo inne zboże... Trzeba byłoby zlikwidować dopłaty za nieprzestrzeganie płodozmianu... A tak swoją drogą, skoro jesteśmy przy glifosacie - narozrabialiśmy nim na poziomie mikrobiologicznym strasznie. Po pierwsze rośliny RR nie pozbywają się go do końca, bo im nie szkodzi. Ale on ma funkcje antybiotyku, obecny w glebie zmienia jej mikrobiom. A wygląda na to, że Bozia zrobiła nam kawał - pozwoliła, aby część informacji genetycznej niósł genom, ale drugą część niosły bakterie z naszego organizmu i otoczenia. I tu jest psikus poważny, bo taka bakteria może coś produkować, bo ma to zaprogramowane, tzn. umie to robić, ale nie musi... Ale jeżeli dochodzi ze środowiska sygnał w postaci uwalonych bakterii to może zacząć produkować np. neurotoksyny... i nie ma jej w środowisku, zrobią to specjalnie dla nas, taki gratis za traktowanie gleby. Cała nasza koncepcja determinizmu rozsypała się... genom mamy niewiele większy niż polna mysz. Reszta jest w mikrobach, także tych w otoczeniu...
  9. Śp. P. Stanisław Zbieg bardzo cenił czeskie publikacje, zresztą miał tam dobre kontakty, a i jego szanowali. W każdym razie dostałem od niego kilka egzemplarzy, słownik czesko-polski i nawet coś poczytałem... było warto. Ale zaskoczyło mnie kiedyś w Pradze, a byliśmy tam wtedy z kolegami na konferencji IT, że w jakowejś sali wykładowej w takim kongresowym budynku pełno ludzi - wykład dotyczący spadzi, sala obok, coś na temat królików, stopę byłoby ciężko wstawić. To był kontrast bo parę tygodni wcześniej była konferencja w Krakowie i jakoś mało ludzi na wykładach... Chociaż z drugiej strony na webinarze organizowanym przez Pasiekę Michałów podpięło się mnóstwo osób... Swoją drogą poruszane tam tematy, a właściwie podejście, trochę mnie zmartwiło. To dłuższy problem, ale głównie idzie o rozjazd przy mówieniu o mikrobiomie, a potem o wartości poszczególnych pyłków i sposobie radzenia sobie z problemem...
  10. Właściwie w tego typu pismach ktoś ma wizję całości - rozumiem, że zwykle jest to redaktor naczelny, jest dział redakcyjny, gdzie są osoby merytoryczne oraz korekta/redakcja językowa oraz ludzie zajmujący się składem/łamaniem projektem graficznym, umieszczeniem reklam, etc. Pomijam drukarnię.... To jest to techniczne zaplecze. Ale są też autorzy i sponsorzy (już to reklamodawcy, już to organizacje wspierające, a na koniec czytelnicy/prenumeratorzy). Reklamy i sponsorzy są kluczowi, minimum konieczne. I w sumie to taki układ w którym dla każdego jest coś dobrego gwarantuje trwanie pisma. Z mojego doświadczenia zmiany w pismach z reguły były związane z ruchami właścicielskimi. Efekty były różne. Moim zdaniem tu jest podstawowy problem. Bywało, że właściciel miał punkt widzenia zamiast horyzontu myślowego, ale bywało też lepiej... A co do samej dyskusji martwi mnie patrzenie na to przez konflikt personalny, bo całe środowisku jest skłócone. Przypomina mi to stary szmoncesowy kawał: Icek słyszałem, że dostałeś po mordzie i nie zareagowałeś? Jak to nie zareagowałem - przecież spuchłem.... Reagujemy zamiast rozmawiać i działać.... Mam wrażenie, że tematem stał się Avico, a nie problem, o którym pisze. To oczywiście naturalnym trybem idzie w kierunku "czy Avico miał prawo moralne"... A co do pisma... cóż, w dużej mierze podzielam opinię Robina, chociaż zawsze mam wewnętrzny opór, aby się z Nim zgadzać... Ale w interesie pszczelarzy jest istnienie niezależnego pisma na dobrym poziomie, a najlepiej kilku.... tylko rynek czytelniczy mały.
  11. Właściwie to trochę czuję się w obowiązku napisać parę słów, tym bardziej, że w kilku poruszonych tu obszarach mam coś merytorycznie do powiedzenia. Popatrzyłem na przykład korekty, to są zmiany, które zmieniają sens. Wiele lat prowadziliśmy własne wydawnictwo, zajmowałem się redakcją tekstów i to dla mnie przykład złej redakcji. Absolutnie uważam, że problem nie dotyczy relacji p. Pohorecka, p. Jaroń, myślę, że w wielu sprawach ich poglądy są zbieżne - ale problem jest gdzie indziej, co się dzieje z pismem, sposobem redagowania, etc. Co gorsza ten problem dotyczy dużej liczby różnych pism fachowych, magazynów ilustrowanych, taki ogólny spadek formy? P. Jacek Jaroń słynął "z bezpośrednich wypowiedzi", ale też wielokrotnie dorabiano mu gębę, a nawet zarzucano jakoweś przekręty w hodowli matek - pamiętam bo na Zagajniku kilkakrotnie brałem udział w takiej dyskusji broniąc p. Jaronia, bo akuratnie kupowałem od Niego wtedy matki i miałem argumenty na bieżąco. Pamiętam też kilka rozmów telefonicznych, czy odesłanie mnie do śp. dr-a Zawilskiego. Zawsze odbierałem go, jako rozmówcę "zgryźliwego", ale ta lekka złośliwość była kierowana zawsze na problem, a nigdy nie odbierałem jej personalnie, ale moje kontakty też ograniczały się do problemu matek pszczelich... Uważam, że uwaliliśmy, jako społeczeństwo, coś co się nazywa dobrem wspólnym. Przez lata "dobro wspólne funkcjonowało" jako coś co każdy może sobie po trosze zawłaszczyć. Ale elementem niezbywalnym obszaru dobra wspólnego jest tolerancja dla poglądów innych, dla ich odmienności, próba zrozumienia argumentacji... Takie pisma, jak Pszczelarstwo buduje się latami, oprócz biznesu jest to element "community". Łatwo to zniszczyć w ramach "naprawy" tzn. wskazując konkretnego winnego, albo winnych. Tak, dla refleksji podsyłam link
  12. jjb

    Kawiarenka pytli

    Też kiedyś tak robiłem, wątki co poniektóre, etc. Łza się w oku kręci.... Sporo rzeczy się od Zagajnika zaczęło.
  13. jjb

    Covid i miód

    Problem ogólnie polega na tym, że w pewnym momencie weszliśmy w medycynę proceduralną. Kierujemy się procedurami opartymi na badaniach naukowych i odstępstwa są bardzo źle widziane. Na pierwszy rzut oka, można powiedzieć, że w ten sposób unikamy różnych zabobonów. Ale wydaje mi się, że po prostu zastępujemy mnóstwo małych zabobonów jednym dużym, tzw. naukowością. Bo w badaniach stosujemy modele, często bardzo uproszczone i odległe od rzeczywistości. Jeżeli wnioski z takiego modelu przenosimy do rzeczywistości, to jest to przeświadczenie, taki zabobon. Czas pandemii (wielu uważa, że to słowo pochodzi od misia Pandy, bo wiele osób utyło w tym czasie) pokazał, że czegoś w tym systemie brakuje, bo wykreowano taką ilość sprzecznych komunikatów, że mnóstwo ludzi zaczęło uważać, że całe to zamieszania ma ratować systemy finansowe przed kolejną zapaścią. No i co zrobić, gdy nie ma jednoznacznych procedur? Na pewno nie można dopuścić do tego, aby pojawiła się jakaś skuteczna droga postępowania, poza oficjalnie zalecanymi procedurami... Stąd bardzo silne ataki na różnego rodzaju doniesienia lekarzy, że jakiś tam środek okazuje się być skuteczny... Dla mnie akuratnie jest bardzo zadziwiające to, że w obecnej medycynie prawie zupełnie nie liczy się doświadczenie terapeutów, także jednostkowe doświadczenia, które zebrane razem tworzą bazę wiedzy. Nie szanuje się obserwacji. Buduje się podejście od strony środka chemicznego, chociaż już wiemy, że to zasadniczo nie ma sensu. Całą koncepcję chemicznego determinizmu można wyrzucić do lamusa, no chyba, że idzie o deterministyczne działanie stężonych kwasów na organizm, ale to żadna medycyna. Przyroda uczy nas pokory, część informacji przekazywanej potomkom siedzi w genomie, ale druga część w mikrobiomie, którego nie zdeterminujemy, bo wymienia on nieustannie informacje z otoczeniem. A bez tych mikroorganizmów nie przeżyjemy nawet paru godzin... Ale jaki ma to związek z pszczołami? Spory bowiem produkty pszczele mają wpływ na mikrobiom. Moim zdaniem część środków ochrony roślin jest niebezpieczna z tego powodu, że w naszym organizmie pewne bakterie zaczynają się w kontakcie z nimi zachowywać inaczej. Np. produkują pewne substancje, które są dla nas toksyczne. Bo to, że bakteria ma zakodowaną możliwość produkowania pewnej substancji, nie oznacza, że to zrobi.
  14. jjb

    Święta na Polance

    Wszystkim Polankowiczom, mniej lub bardziej formalnym życzę, innej Wigilii, niż ta z wiersza ks. Jana Twardowskiego pt. Wigilia Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu o tym jak naprawdę było zaczął się modlić do świętej rewolucji w Betlejem od której liczymy czas kiedy znów zaczął merdać puszysty ogon tradycji wprosiła się choinka za osiemdziesiąt złotych elegancko ubrana mlaskały kluski z makiem kura po wigilii spieszyła na rosół potem milczenie większe niż żal i już na gwiazdkę stuprocentowy szalik przytulny jak kotka żeby się nie ubierać za cienko i nie kasłać za grubo zdrzemnął się na dwóch fotelach wydawało mu się że słowo ciałem się stało – i mieszkało poza nami nawet usłyszał że za oknem przyszedł Pan Jezus prosty jak kościół z jedną tylko malwą obdarty ze śniegu i polskich kolęd za wcześnie za późno nie w porę nacisnął dzwonek, dzwonek był nieczynny
  15. jjb

    Sezon 2020

    Próbowałem badać taki pyłek kiedyś, ale jedyne co dało się zauważyć to herbicydy. Niestety wszystko na granicy czułości metod. Tu miałem raptem około 40 komórek z czerwiem, nie widać tam warrozy, skrzydełka też w porządku. Może Daro coś zauważy. Ja mam wrażenie, że to herbicydy powodują obniżenie odporności młodych pszczół i wtedy łapie je cokolwiek, także już po wygryzieniu. Martwię się, bo za każdym razem był to problem, który dotykał wszystkich rodzin, tylko rozłożony w czasie. Niewątpliwie wirusy mogą się do tego przyczynić, ale moim zdaniem to wygląda na bardzo duże osłabienie odporności. Wtedy wystarczy cokolwiek. W następnym roku część pszczół, o ile mi coś zostanie, przewiozę w miejsce bez kukurydzy i zobaczę....
  16. Robinie, to tylko obserwacja. Masz w rodzinie pszczoły ciemne i nagle zaczynają się wygryzać robotnice wyraźnie brązowe. A potem znów masz ciemne. Nie jest to jednorodny rozkład. Nic więcej. Czyli mamy obserwację: rozkład nie jest jednorodny. To jaki najbardziej prawdopodobny jest wniosek: nie ma wydajnego mechanizmu mieszania plemników. Skoro tak, będą występowały grupowania plemników poszczególnych trutni. To tyle z obserwacji można wycisnąć. Przeciwna teza: istnieje wydajny mechanizm mieszania plemników i grupowanie plemników poszczególnych trutni jest mało prawdopodobne wydaje mi się dosyć trudna do udowodnienia, bo nie wiem, czy nadaje się do tego inseminacja.
  17. jjb

    Sezon 2020

    Nie stosowałem, ale w takim razie zaopatrzę się w niego w sezonie. Stosowałem przez dwa lata wyciąg alkoholowy z szyszek chmielu, nie miałem takich problemów, ale jednocześnie zamieszałem trochę w genach, wprowadziłem trochę Włoszki, trochę kaukaskiej krwi i pomyślałem sobie, że może to ta heterozja załatwiła problem. Ale teraz po notatkach widzę, że on się po prostu przesunął w czasie, a objawy są takie same. Pszczołom gwałtownie spada odporność... Dzięki za sugestie
  18. jjb

    Sezon 2020

    W tej rodzinie warrozy było, jak na lekarstwo...
  19. jjb

    Sezon 2020

    Niestety po raz któryś mam taki problem, że jeżeli kukurydza obok kwitnie, kiedy nie ruszyła nawłoć to zaczyna się problem z pszczołami. Rodzina tydzień temu obsiadała korpus wielkopolski, tak że część pszczół wisiało w półkorpusie u dołu, który wstawiam, jako poduszkę powietrzną. Czerwiu już praktycznie resztka. Dzisiaj poniżej 100 pszczół z matką Nawet na mini, mini ulik za mało.
  20. Dzięki serdeczne za tę uwagę. Ja kombinowałem w "drugą stronę" z bardzo późnym unasienieniem matek pszczelich, już pod koniec września. Myślałem, że wtedy zdolne są tylko mocno genetycznie predestynowane trutnie. Ale na razie zrobiłem tylko jeden taki eksperyment, z jedną rodziną tego roku. Wygląda na to, że kombinowałem, jak koń pod górkę.
  21. jjb

    Sezon 2020

    Tutaj os było dużo i były bardzo dokuczliwe, ale nagle zniknęły, pozostały pojedyncze sztuki. Podobnie z szerszeniami. Córka zaobserwowała, że szerszenie w gnieździe były małe i chore, ze zdeformowanymi skrzydełkami. Może to samo spotkało w pewnym momencie osy, bo początkiem sierpnia było od nich żółto.
  22. jjb

    Jak to jest z tą uczciwością ?

    Badanie miodu jest trudniejsze, aniżeli badanie ziołomiodu. Ja mam pasiekę przy domu i w miarę powtarzalny jest pierwszy wiosenny miód, potem powtarzalność jest coraz mniejsza. Moim zdaniem państwo nie powinno odpuszczać badań dotyczących ziół i miodów. Teraz badania dotyczące ziół znacznie częściej wykonują firmy farmaceutyczne, ale po to by na tym zarobić, a nie poszerzyć obszar wiedzy domeny publicznej, bo to nie ma ekonomicznego sensu. Dla mnie ziołomiód jest o wiele prostszym modelem, można się skupić na konkretnych substancjach, które chcemy mieć w końcowym produkcie i na sposobie przetwarzania. Łatwiej zamknąć wszystko w poszczególnych etapach produkcji, kalibracji i badań. Do tego mam, jak mi się wydaje, potrzebną wiedzę i umiejętności. Ale badania miodu naturalnego to dla mnie na razie za wysokie progi.
  23. jjb

    O ziołomiodach technicznie

    Odnośnie do kwestii językowych wypowiedź Michała Rusinka. Nie, myślę, że naród nie ma z tym nic wspólnego. To wszystko odbywa się na poziomie języka. Możemy na siłę wymyślać polskie nazwy na rzeczy czy zjawiska, które mają już swoje określenia w innych językach i mówić na weekend „dwudzionek", ale musimy brać pod uwagę, że to się może nie przyjąć. Język jest żywiołem. On radzi sobie sam i trudno go regulować. Jedne rzeczy wchłania, inne – wypluwa. https://magazyn.wp.pl/ksiazki/artykul/michal-rusinek-na-tropie-wihajstra
  24. jjb

    Jak to jest z tą uczciwością ?

    Nie neguję jakości badań, ani kwalifikacji fachowców. Uważam tylko, że wiele dobrych pomysłów się zmarnowało przez nieporozumienia i kłótnie i dobrze byłoby tych błędów nie powielać. Stwierdziłem tylko, że laboratorium sprzed lat trzydziestu w porównaniu ze współczesnym wygląda zupełnie inaczej. Pewne pomiary robi się zdecydowanie łatwiej, taniej i szybciej i obarczone są mniejszym błędem. Oczywiście nie wszystkie badania i zawsze najważniejszy jest człowiek. Ale w biochemii bardzo wiele się zmieniło. Pojawiło się dużo nowej aparatury pomiarowej. Poza tym gleba z lat 80-tych, a gleba w tym samym miejscu teraz, o ile jest uprawiana, to są zupełnie inne gleby. Wiele danych dotyczących zawartości mikroelementów, witamin w owocach czy warzywach jest po prostu niezgodna z rzeczywistością. Czy to znaczy, że mieliśmy do czynienia z oszustami? Nie, po prostu teraz jest inaczej i trzeba to mierzyć. Badania dotyczące ziołomiodów są dostępne też z ostatniego okresu: http://www.czytelniamedyczna.pl/3821,znaczenie-zioomiodlw-w-lecznictwie.html https://www.researchgate.net/profile/Katarzyna_Janda2/publication/334171594_Characteristics_and_pro-health_benefits_of_herbhoneys/links/5db07650a6fdccc99d930fb1/Characteristics-and-pro-health-benefits-of-herbhoneys.pdf https://katalogi.uwb.edu.pl/F?func=full-set-set&set_number=000260&set_entry=000001&format=999 Pytanie retoryczne: kto ma interes w prowadzeniu badań tego typu?
  25. Zapewne niejeden z pszczelarzy zaobserwował, że w spokojnej rodzinie pojawiają się nagle agresywniejsze pszczoły i po pewnym czasie rodzina znów wraca do "normy". Ja przynajmniej takowe obserwacje miałem, miałem wymienić matki, ale okazało się to niepotrzebne. Bywa, że nagle pojawiają się pszczoły nieco inaczej ubarwione, aniżeli dotychczas... Jeżeli tak bywa to wskazuje wg mnie, na to, że te plemniki nie są wymieszane tak, aby ich rozkład był jednorodny. A to wskazuje z kolei na pewną możliwość, którą być może obserwowałem tego roku. Otóż w mocnej rodzinie pszczelej, gdzie wymieniono matkę i w okresie bezczerwiowym zwalczano warozę pojawiły się nagle pszczoły ze zdeformowanymi skrzydełkami. W ubiegłym sezonie nie było takich pszczół, co więcej z tej rodziny zrobiony był silny odkład i też nie zaobserwowałem tam takich pszczół. Rodzina zaczęła gwałtownie słabnąć, matka przestała czerwić, wygryzające się pszczoły praktycznie wszystkie miały zdeformowane skrzydełka. Wycofałem czerw i cierpliwie przeglądałem, praktycznie wszystkie miały uszkodzone skrzydełka... Ponieważ stwierdza się obecność wirusa DWV w nasieniu trutni, to czy nie jest możliwa taka sytuacja, że kiedy dochodzi do wykorzystania nasienia takiego zainfekowanego trutnia to pojawia się problem, kiedy te plemniki nie są wymieszane. Czy nasze przekonanie, że po inwazji warozy wirusy mogą się pokazywać jeszcze sezon lub dwa koniecznie musi mieć związek z warozą? Nie znalazłem badań, które by mówiły o transferze wirusów w woreczku nasiennym, ani o tym od czego zależy takie mieszanie plemników, ale stosując proste myślenie, przy wymieszaniu jednorodnym w miarę nie następowałby efekt kolapsu, ale widoczne byłyby cały czas jakoweś pszczoły ze zdeformowanymi skrzydełkami. Tak, czy owak to wskazuje moim zdaniem na potrzebę wymiany matek jeżeli widzimy takie uszkodzone pszczoły, ale powstaje pytanie o zdrowie rodzin ojcowskich... Wydaje mi się, że twierdzenie iż DWV nie jest problemem bez inwazji warozy może być zbyt dużym uproszczeniem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...