Kolego, w pełni podzielam Twój pogląd.
U Czechów nie wszystko jest idealnie, ale:
Czasami, gdy się z rozpaczy nawalę i ogarnie mnie żałość wielka, zazdroszczę Czechom ich zorganizowania. Mają swoją gazetę w wersji papierowej i cyfrowej, gdzie nie dominuje tematyka "religijna" i tadziolenie ze Swiętokrzyskiej na drugiej stronie. Gdzie jest przyzwoity nakład i niewymuszone czytelnictwo.
Gdzie witryna organizacji jest żywa, zawiera ciekawe i aktualne treści, gdzie niczego się przed pszczelarzami nie ukrywa (kredytów, hipotek, tajnych funduszy, leszczyńskich obiadów itp.)
http://www.vcelarstvi.cz/
Gdzie lista wybrańców nie jest tajna, gdzie można rozpoznać ich po twarzy i z każdym się skomunikować.
http://www.vcelarstvi.cz/csv.html
Gdzie z listopadowego numeru mogę wyczytać co się dzieje w Apislavii po tajemniczej dezercji ze stołka jej prezydenta - Tadeusza Sabata.
Gdzie wreszcie mogę się zorientować, jak prawidłowo i nieprawidłowo poważny, spragniony działacz pszczelarski powinien w granicach Unii spożywać napoje bez podtrzymania nie robiąc popeliny i nie powodując uśmieszków pań:
Gdzie wreszcie, rzecz niespotykana w polskim pszczelarstwie wg modelu Janiny Kozak - komisja rewizyjna publikuje systematycznie swe sprawozdania.
http://www.vcelarstvi.cz/clanky-zasedani-z-ukk.html
Dlatego Czesi nie potrzebują robinhuuda, któren to powstał z dziadostwa pszczelarskiego i zaniknie po zrobieniu porządku w nim na jakimś przyzwoitym poziomie europejskim. Działaczom PZP przed Zjazdem radzę: walczcie z przyczynami pszczelarskiego dziadostwa, a nie z jego skutkami i i ich personifikacją - biednym, małym, schorowanym robinhuudem.