Skocz do zawartości
Pszczółka Agata

Uwaga na nierzetelnych producentów!

Rekomendowane odpowiedzi

Piszę na forum, ponieważ mam sporo wolnego czasu. Może kogoś zdziwi fakt, że pszczelarz posiadający sporą pasiekę po zakończeniu kwitnienia rzepaku i rozpoczęciu kwitnienia akacji ma wolny czas. Owszem, a to wszystko zawdzięczam firmie Łysoń. 

Historia ta, całkowicie banalna, rozpoczęła się ponad rok temu, kiedy to jako osoba zapobiegliwa, postanowiłam zakupić drugą miodarkę, albowiem przezorny zawsze zabezpieczony. Kierując się w swoim wyborze, jak się później okazało, daleko idącą naiwnością, skierowałam się do najszerzej znanego na rynku producenta  sprzętu pszczelarskiego.  Korzystając z programu wsparcia dla rolników zakupiłam za sumę 60 000 pln linię do odsklepiania i wirowania miodu minima celowaną dla pasiek powyżej 80 rodzin pszczelich. Zakupy odbyły się szybko i sprawnie. Linia pojawiła się u mnie w marcu i mimo ograniczonej przestrzeni w pracowni, w ciągu jednego dnia udało się ją z sukcesem zamontować.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy pod koniec maja przywiozłam do pracowni miód i chciałam go odwirować! Okazało się, że co prawda linia do wielu rzeczy może się przydać, jednak niestety do odsklepiania i wirowania miodu zupełnie nie. Odsklepiarka zrywała ramki, miodarka zostawiała miód w ramkach. Nie pozostało mi wiele rozwiązań, bo jak wiadomo rzepak ma swoje prawa i w ciągu jednego dnia trzeba było rzeczoną linię zdemontować, co łatwym nie było, bo cholerstwo ciężkie i kotwione do podłogi.  Przeprosiłam się ze starą miodarką, wyszorowałam od nowa pracownię i zabrałam się do pracy. W sezonie 2022 odsklepiłam ręcznie 5 tys. ramek. I wszystko szło dobrze, tyle że przy nawłoci szlag trafił drugą miodarkę, a właściwie pierwszą. Zdemontowałam sterownik i odesłałam do naprawy. Na szczęście w nieszczęściu kolega zakupił mi małe chińskie pokrętełko, podpiął jakieś magiczne ustrojstwo i wirowałam, że tak to ujmę, z ręki. Bo sterownik wrócił dawno po zakończeniu sezonu.

Dopiero zimą emocje opadły na tyle, że postanowiłam rozwiązać kwestię linii. Oddać jej nie mogłam, ponieważ została zakupiona w programie. Wyrzucić na złom również nie,  a nie cierpię także na nadmiar wolnego miejsca w garażu. Koniec końców rozpoczęłam długą i mozolną procedurę  ni to reklamacji , ni to nie wiadomo czego.( Ponieważ uważam, że reklamować można coś co się zepsuło, a mój sprzęt w ogóle nie zadziałał). Napisałam maila i dostałam szybką automatyczną odpowiedź. Zadzwoniono do mnie i poproszono o wyjaśnienie, czyli powtórzenie wszystkiego, co zawarłam w przesłanym piśmie. Następnie odbyłam tę samą rozmowę z chyba wszystkimi pracownikami działu serwisowego. Na szczęście, po konsultacjach z kolegami pszczelarzami mogłam zasugerować przyczynę niepowodzenia, czego w zasadzie ode mnie oczekiwano. Już po 2 miesiącach wysłano serwisanta do rozkręcenia linii, chociaż była już dawno rozkręcona i nie omieszkałam o tym poinformować. W końcu wysłano nawet kuriera. Biedny ten młody człowiek stanął przed nie lada wyzwaniem. Pojęcia nie miał, na co mu przyjdzie. Ostatecznie poprosiłam o pomoc sąsiadów i w cztery osoby udało się wszystko zapakować na ciężarówkę i szczęśliwie wywieźć w cholerę.

W obecnej chwili linia została podobno przekalibrowana i jest gotowa do przywiezienia z powrotem. Dyskutujemy nad terminem, ponieważ oczekuję sprawdzenia efektywności tej nowej konstelacji. Czekaliśmy na pierwszy miód. Wstępnie umówiliśmy się na środę. Ale rzepak już się w zasadzie skończył i doszłam do wniosku, że trzeba biegiem brać się do roboty, bo akacja rozkwita, a linia jak przyjedzie, to można wirować równolegle na nowej i starej w razie czego. Zabrałam się więc ochoczo do pracy. Posprzątałam pracownię ze starym sprzętem, wzięłam pierwszą partię miodu. I któż zgadnie, co się stało? Otóż przy czwartym wirowaniu zdechła nowo naprawiona miodarka! Ale wiecie co? Jest coś wyprodukowanego przez firmę Łysoń, co mimo wieku 5 lat ciągle działa u mnie w miodarni. To stół do odsklepiania! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu wychodzi słabość programu dotacyjnego - coś jest wadliwe i lipa.  Kasa poszła producent zadowolony a Ty pszczelarko/pszczelarzu się martw. Przy takich zakupach Łysoń powinien wysłać sterownik z przeprosinami dla klienta. Chętnie poznam stanowisko firmy Ł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę na forum, mimo że nie mam już wolnego czasu. Prawdę mówiąc nie dosypiam po nocach i jestem wykończona. To wszystko, a także stan przed nerwicowy oraz kończące się zapasy meliski zawdzięczam firmie Łysoń. 

Dwa tygodnie temu, zgodnie z podjętymi ustaleniami linia powróciła do mnie, a wraz z nią pojawiło się dwóch miłych i uprzejmych panów serwisantów. Co prawda byli nieco wyrwani z kontekstu, bo o wyjeździe dowiedzieli się dzień wcześniej tuż przed końcem pracy, choć ostateczny termin, związany bezpośrednio z pierwszymi miodobraniami, ustalałam ponad 10 dni wcześniej, nie mniej jednak zabrali się do ponownej instalacji z dużym zapałem. Poustawiali sprzęty i wtedy do mnie dotarło, że mimo że obiecano mi dwa dni na próby, to oni przewidują w zasadzie tylko jeden dzień roboczy, a ja muszę pozmieniać swoje plany (miodobranie), bo już muszę im asystować i śledzić pilnie ich poczynania. Sukces wydawał się być jednak bliski. 

Jakież było jednak rozczarowanie serwisantów, gdy okazało się, że odsklepiarka nie działa prawidłowo. Ja zdziwiona nie byłam. Ponieważ konstrukcja umożliwiająca odsklepienie ramek gniazdowych i nadstawkowych przerosła producenta, zgodziłam się na przeformatowanie urządzenia i obecnie ma ono odsklepiać jedynie ramki nadstawkowe. Odsklepiarka nie została skalibrowana, choć moje 20 ramek wysłanych rok wcześniej w tym celu zaginęło bezpowrotnie. Panowie serwisanci, podkreślili że ich specjalizacją są miodarki i elektryka, jednak podeszli do tematu odważnie i urządzenie skalibrowali. Następnie wykonali próbę na pustych ramkach. Ostatecznie przeszli do miodowych. No i tu zaczął się problem. A w zasadzie nie zaczął, tylko był taki sam jak i na samym początku. Noże nie dogrzewają, ramki się zrywają. Im więcej ramek odsklepianych na raz, tym większe spustoszenie. Podkręcenie temperatury glikolu na maksa nie pomaga. Telefony do kolegów, zwierzchników, dokumentacja fotograficzna i wideo. Słowem szok i niedowierzanie. A ja stałam i patrzyłam.

Z miodarką poszło na szczęście lepiej. Co prawda zainstalowany kołnierz przeciwdziałający wylewaniu się miodu z pokrywy na ziemię za krótki (kto mógł wiedzieć, przecież nie mają prób na mokro, a obliczenie z pewnością skomplikowane, w końcu grawitacja, gęstość miodu, kąt nachylenia i inne trudne rzeczy), jednak przy ustawieniu obrotów na 100% i wydłużeniu czasu do 10 minut jakoś poszło. Po co pozostałe programy? - nie wiadomo. A jest ich z 10. Podobno miodarki robi kto inny, a elektronikę kto inny. Widać tu też problemy z komunikacją.

Panowie pojechali, ja podpisałam wszystkie papiery i pognałam brać miód. Wydawało mi się, że skoro dalej toto nie działa, to będzie jakiś kontakt z firmy. Ale gdzie tam! W następny poniedziałek dzwonię ci ja do serwisu i nikt nie ma mi nic do powiedzenia. Obiecali oddzwonić nazajutrz. Jakież było moje zdziwienie, gdy nikt nie oddzwonił?! W następny poniedziałek dzwonię ja. W serwisie nikt nie odbiera. Drogą pantoflową dostałam numer do kolejnego zwierzchnika. Ten odebrał, ale też niec nie wie. Z tym, że dał radę się dowiedzieć. Jeżeli zgłaszam kolejną usterkę?!!! to serwis podjedzie za dwa dni, bo akurat jest gdzieś w pobliżu. Jaką kolejną usterkę? - ja się pytam. Nerwy mam już w strzępach. Terminy gonią, pszczoły się roją, miód krystalizuje, a teraz kolejny dzień trzeba poświęcić na działania, według mnie, zupełnie bezsensowne. Pan zwierzchnik jednak uznał, że tylko tak może być, a serwis przyjedzie i wszystko poustawia. Będzie to tym razem ekipa od odsklepiarki. Panowie zadzwonią we wtorek i umówią się konkretnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy nie zadzwonili! Dziś 10 minut przed końcem pracy dzwonię do serwisu - nikt nie odbiera. Dzwonię więc do pana zwierzchnika, pan w szoku! On jednak miał więcej szczęścia i się dodzwonił. Wizyta jutro rano. Jednym słowem muszę rzucić wszystko, odwołać umówioną wizytę u lekarza, zrezygnować z poddania matek, które właśnie przyszły i czekają (ponieważ umówione to było tydzień wcześniej, jak przy normalnym załatwianiu spraw) i drżąc z przejęcia oczekiwać na przyjazd serwisantów. Otóż zrezygnowałam z wcześniejszych planów i oczekuję drżąc z przejęcia. Nie ma to jak profesjonalne podejście frontem do klienta!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agatko - nie marudź i nie przeszkadzaj. Cierp w milczeniu, bo tylko takie cierpienie uszlachetnia. Mogę pocierpieć z Tobą, może Ci ulży. Właściciel firmy odpoczywa u wybrzeży Amalfii. On już swój miód wykręcił. Zdjęcie z fb z przedwczoraj.

352284764_6622014221144158_2573568016659089952_n.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agatko, czy korzystałaś z refundacji? Może pomógłby wniosek do ARiMR o wykluczenie nierzetelnej firmy z programu refundowanego zaopatrywania pszczelarzy? Analogicznie jak cofnięcie dopłat dla rolnika za opryski w południe.

Czy w zakupionym urządzeniu znajdują się komponenty pochodzące z krajów spoza UE?. Inaczej, czy to co kupiłaś jest mieszaniną klamotów pochodzących i niepochodzących? Jeżeli tak, to refundacje są dziwne, ponieważ UE powinna dopłatami promować firmy z UE i tak łagodzić unijne bezrobocie. Inaczej mówiąc - wsadźmy nierzetelną firmę "pod lampę".

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 godzin temu, Pszczółka Agata napisał:

Piszę na forum, mimo że nie mam już wolnego czasu. Prawdę mówiąc nie dosypiam po nocach i jestem wykończona. To wszystko, a także stan przed nerwicowy oraz kończące się zapasy meliski zawdzięczam firmie Łysoń. 

Dwa tygodnie temu, zgodnie z podjętymi ustaleniami linia powróciła do mnie, a wraz z nią pojawiło się dwóch miłych i uprzejmych panów serwisantów. Co prawda byli nieco wyrwani z kontekstu, bo o wyjeździe dowiedzieli się dzień wcześniej tuż przed końcem pracy, choć ostateczny termin, związany bezpośrednio z pierwszymi miodobraniami, ustalałam ponad 10 dni wcześniej, nie mniej jednak zabrali się do ponownej instalacji z dużym zapałem. Poustawiali sprzęty i wtedy do mnie dotarło, że mimo że obiecano mi dwa dni na próby, to oni przewidują w zasadzie tylko jeden dzień roboczy, a ja muszę pozmieniać swoje plany (miodobranie), bo już muszę im asystować i śledzić pilnie ich poczynania. Sukces wydawał się być jednak bliski. 

Jakież było jednak rozczarowanie serwisantów, gdy okazało się, że odsklepiarka nie działa prawidłowo. Ja zdziwiona nie byłam. Ponieważ konstrukcja umożliwiająca odsklepienie ramek gniazdowych i nadstawkowych przerosła producenta, zgodziłam się na przeformatowanie urządzenia i obecnie ma ono odsklepiać jedynie ramki nadstawkowe. Odsklepiarka nie została skalibrowana, choć moje 20 ramek wysłanych rok wcześniej w tym celu zaginęło bezpowrotnie. Panowie serwisanci, podkreślili że ich specjalizacją są miodarki i elektryka, jednak podeszli do tematu odważnie i urządzenie skalibrowali. Następnie wykonali próbę na pustych ramkach. Ostatecznie przeszli do miodowych. No i tu zaczął się problem. A w zasadzie nie zaczął, tylko był taki sam jak i na samym początku. Noże nie dogrzewają, ramki się zrywają. Im więcej ramek odsklepianych na raz, tym większe spustoszenie. Podkręcenie temperatury glikolu na maksa nie pomaga. Telefony do kolegów, zwierzchników, dokumentacja fotograficzna i wideo. Słowem szok i niedowierzanie. A ja stałam i patrzyłam.

Z miodarką poszło na szczęście lepiej. Co prawda zainstalowany kołnierz przeciwdziałający wylewaniu się miodu z pokrywy na ziemię za krótki (kto mógł wiedzieć, przecież nie mają prób na mokro, a obliczenie z pewnością skomplikowane, w końcu grawitacja, gęstość miodu, kąt nachylenia i inne trudne rzeczy), jednak przy ustawieniu obrotów na 100% i wydłużeniu czasu do 10 minut jakoś poszło. Po co pozostałe programy? - nie wiadomo. A jest ich z 10. Podobno miodarki robi kto inny, a elektronikę kto inny. Widać tu też problemy z komunikacją.

Panowie pojechali, ja podpisałam wszystkie papiery i pognałam brać miód. Wydawało mi się, że skoro dalej toto nie działa, to będzie jakiś kontakt z firmy. Ale gdzie tam! W następny poniedziałek dzwonię ci ja do serwisu i nikt nie ma mi nic do powiedzenia. Obiecali oddzwonić nazajutrz. Jakież było moje zdziwienie, gdy nikt nie oddzwonił?! W następny poniedziałek dzwonię ja. W serwisie nikt nie odbiera. Drogą pantoflową dostałam numer do kolejnego zwierzchnika. Ten odebrał, ale też niec nie wie. Z tym, że dał radę się dowiedzieć. Jeżeli zgłaszam kolejną usterkę?!!! to serwis podjedzie za dwa dni, bo akurat jest gdzieś w pobliżu. Jaką kolejną usterkę? - ja się pytam. Nerwy mam już w strzępach. Terminy gonią, pszczoły się roją, miód krystalizuje, a teraz kolejny dzień trzeba poświęcić na działania, według mnie, zupełnie bezsensowne. Pan zwierzchnik jednak uznał, że tylko tak może być, a serwis przyjedzie i wszystko poustawia. Będzie to tym razem ekipa od odsklepiarki. Panowie zadzwonią we wtorek i umówią się konkretnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy nie zadzwonili! Dziś 10 minut przed końcem pracy dzwonię do serwisu - nikt nie odbiera. Dzwonię więc do pana zwierzchnika, pan w szoku! On jednak miał więcej szczęścia i się dodzwonił. Wizyta jutro rano. Jednym słowem muszę rzucić wszystko, odwołać umówioną wizytę u lekarza, zrezygnować z poddania matek, które właśnie przyszły i czekają (ponieważ umówione to było tydzień wcześniej, jak przy normalnym załatwianiu spraw) i drżąc z przejęcia oczekiwać na przyjazd serwisantów. Otóż zrezygnowałam z wcześniejszych planów i oczekuję drżąc z przejęcia. Nie ma to jak profesjonalne podejście frontem do klienta!

Sprawdza się stara zasada ,że nie kupuje się urządzeń których produkcja się dopiero rozpoczyna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ku uwadze kupującym.
Pomału kończy się dla mnie sezon. Lipa dokwita, na nawłoć nie liczę, wrzosu w okolicy troszeczkę w Ogrodzie Botanicznym. Postanowiłem po dojeniu zająć pszczoły czymś pożytecznym i dać im na leniucha natychmiast po udoju ciasto. Mam 5 uli, więc wyprawa do Lubonia, czy Glinojecka nie ma sensu. Mam pod domem paczkomat. Znalazłem na Allegro handlarza pod nickiem "Pokarmy pszczele" u którego kupiłem 5 paczek fondantu Diamanta po 5 kg za 210,90 PLN. Pełen sukces, dostawa błyskawiczna, dobrze zapakowane dwie paczki (w jednej by się nie zmieściły w skrytce). Na Smarta, czyli transport za friko. Bez czekania na kuriera, odbiór w czasie wygodnym dla mnie. Poezja z orgazmem. Po rozkodowaniu okazało się, że "Pokarmy" to Łysoń Sułkowice, a konkretnie jego filia radzymińska. Paczki złożyłem w piwnicy i wczoraj rozpakowałem. Zdziwiłem się, bo sądziłem, że zostały pobrane z jednej palety i wszystkie paczki będą takie same. Niestety, trzy paczki bez oznaczenia terminu przydatności, jedna paczka z nieczytelnym terminem wydrukowanym dużą czcionką i jedna paczka dobrze oznakowana z czytelną datą i przydatnością do spożycia do 2024 roku małą czcionką. Trochę się zdziwiłem, że poznaniaka Łysoń zaopatruje z Radzymina, mając swoją hurtownię w Poznaniu. Rodzi to niestety podejrzenie, że ktoś poprzez Allegro pozbywa się częściami przeterminowanego ciasta, które wg producenta dobrze przechowywane nadaje się dla pszczół przez 1,5 roku od daty produkcji. Potem może zawierać zbyt dużo czegoś tam, co nazywam "furfuratem" i co szkodzi pszczołom. Zdjęcia pstryknięte komórką w piwnicy. Jak ktoś będzie wierzgał - zrobię lepsze. Fakturę wystawił pan Kamil Stokowski - szorstko  pozdrawiam. Następnym razem jeżeli takowy będzie podjadę jednak osobiście do nowej poznańskiej hurtowni.  Na pierwszym zdjęciu ciasto oznaczone dużą nieczytelną czcionką, na drugim - nieoznaczone.

20230703_192942.jpg

20230703_193119.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 4.07.2023 o 09:44, robinhuud napisał:

Ku uwadze kupującym.
Znalazłem na Allegro handlarza pod nickiem "Pokarmy pszczele" u którego kupiłem 5 paczek fondantu Diamanta po 5 kg za 210,90 PLN.

Jeżeli można doradzić. Lepiej kupować w sklepie u producenta https://sklep.diamant.pl/fondant-pszczeli-5kg.html wychodzi taniej i pewniej. Porównywałem już pokarmy zimowe i też taniej niż na Allegro, a w razie czego jest do kogo słać reklamacje. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Piotr napisał:

Jeżeli można doradzić. Lepiej kupować w sklepie u producenta https://sklep.diamant.pl/fondant-pszczeli-5kg.html wychodzi taniej i pewniej.

Tak, masz rację. Sklep firmowy to jednak kurier na którego muszę czekać i który kosztuje. Połaszczyłem się na wygodę, bo mam za darmo paczkomat pod nosem i odbieram kiedy mi wygodnie. Ale nie spodziewałem się, że z hurtowni Łysonia w Radzyminie otrzymam pięć paczek ciasta wyglądających na to, że pochodzą z trzech dostaw (palet) z wymienionymi mankamentami w oznakowaniu. Szkoda mi czasu i za mała skala zakupu na reklamację. Normalnie bym nie odpuścił i chyba sprzedawca ma to właśnie wkalkulowane w ryzyko. Dlatego ostrzegam innych przed przeterminowanym ciastem Diamant z radzymińskiej hurtowni Łysonia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie

×
×
  • Dodaj nową pozycję...