Skocz do zawartości
KrystynaS.

Zimowla 2016/2017

Rekomendowane odpowiedzi

Zazimowałam 17 rodzin. Do minionego wtorku przezimowały wszystkie. Do środka nie zaglądałam,

nie było odpowiedniej temperatury na zewnątrz. Wyjęłam tylko wszystkie szuflady z osypami zbieranymi od ok. trzech miesięcy. Warroza w osypach:

Najwięcej to 22-72-32-44 sztuk. W pozostałych rodzinach ilości jednocyfrowe, w dwóch 0 sztuk.

Wykonałam tylko jeden zabieg kwasem szczawiowym 16.10.2016 r. Wcześniej od poprzedniego roku

nie dokonywałam żadnych zabiegów przeciwko warrozie.

Nosemoza: przebadane osypy w laboratorium.

-6 rodzin - wolne od spor

-4 rodziny porażenie niskie ( +)

-5 rodzin porażenie średnie ( ++)

-2 rodziny porażenie duże (+++)

Dobrze, żle? Ten wyższy osyp warrozy, z wyjątkiem jednej, jest w rodzinach, w których były resztki czerwiu zasklepionego, gdy zdecydowałam o nakrapianiu kwasem szczawiowym, co potwierdza, że nie należy tego robić. Czerw powinien być wyrzucony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O ją nosemozę chodzi:czy apis ,czy cerana.

Tego nie jest w stanie określić laboratorium Woj. Zakładu Higieny Weter.

Nie posiadają testów do takich badań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Wojciech_p

Ja nie wiem czy z takiej ilości warrozy na wkładkach cieszyć się czy raczej płakać.To co mamy w lutym na wkładkach to 30% tego co jest w ulu.

Dla przykładu na wkładce jest 44 szt jest to 30% . 102 sztuki (70% jest na pszczołach).

Po rozpoczęciu czerwienia matek, ilość warrozy będzie podwajać się co 20 dni w geometrycznym tempie.

Ile będzie do jesieni?

W pewnych sensie jest to dowód na nieskuteczność stosowanych wcześniej leków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do warrozy:

Ja również stosuję od kilku lat tylko kwas szczawiowy i nie podzielam niepokoju.

"To co mamy w lutym na wkładkach to 30% tego co jest w ulu."

Skąd takie stwierdzenie WojciechuP? Czy to dogmat? Czy te 44 + 102 = 146 samiczek warrozy (stan początkowy) to te, które "przemyciły" się nieporażone kwasem pod zasklepem resztek czerwiu? Bo przecież po prawidłowym jesiennym zabiegu polewania kwasem (98% skuteczności) osyp został usuniety (tak zrozumiałem wcześniejszy post KrystynyS) i nie możemy przyjąć, że te 44 sztuki to naturalny, 30%-owy osyp zimowy pasożyta. Ja bym tak nerwowo nie reagował, trzeba wyrywkowo sprawdzić stan warrozy wiosną (powiedzmy apiwarolem, cukrem pudrem), a później skontrolować na czerwiu trutowym. Tutaj brakuje mi danych o ilości warrozy przy czyszczeniu wkładek (szuflad) powiedzmy minimum 2 tygodnie po zabiegu. Od kilku lat po sierpniowym zakarmieniu i stwierdzeniu, że w rodzinie jest wystarczająca ilość pszczół do zimowli, zdejmuję poduchy, wyciągam szuflady i trzymam pszczoły na zimno. By mamusie jak najszybciej dały sobie spokój z czerwieniem. Po pierwszym przymrozku wsuwam szufladę i robię ciepły (35°C) prysznic kwasowy. Mam ten luksus, że ze względu na niedopszczelenie terenu nie muszę przejmować się jesienną reinwazją. Poduchy wracają do uli na początku lutego.

U mnie to działa i nie zamierzam na razie zmieniać taktyki walki z warrozą.

O nosemozach się nie wypowiadam, bo nie mam wystarczającej wiedzy (podobnie jak większość weterynarzy). Uzupełniłem zapas świeżej 3%-owej wody utlenionej i w razie konieczności zastosuję kurację prof. Romaniuka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tego nie jest w stanie określić laboratorium Woj. Zakładu Higieny Weter.

Nie posiadają testów do takich badań.

Ten wpis pokazuje , jak nasze służby wet. są przygotowane, aby pomagać pszczelarzom w zetknięciu się z tym schorzeniem. Bo trochę inaczej, ja to widzę kiedy rozmawiam z pszczelarzami, którzy z całego kraju zgłaszają duże straty w pogłowiu pszczół. Według rozmów z nimi, i z przesyłanych także zdjęć, moim zdaniem, większość upadków rodzin, to nosema ceranae.  Chętnie pokazał bym tu niektóre z tych zdjęć, ale znów odezwą się tacy , którzy "wiedzą ,ale nie powiedzą". W każdym razie , kiedy pszczelarz otwiera ul, pełen zasklepionych zapasów, a na ramkach , ani na dennicy nie ma pszczół, a jedynie gdzieś w kącie ramki niewielkie kółeczko pszczół, starających się do ostatniego momentu chronić matkę, to nie jest z powodu warrozy. W wielu pasiekach widziałem w przeszłości rodziny kończące się na warrozę, więc wiem jak to wygląda.

Nie dalej jak wczoraj, zadzwonił kolega z ziemi lubuskiej i stwierdził, że nie ma już żadnej żywej rodziny. Poprosiłem , aby dokładnie opowiedział co stwierdził w ulach, kiedy je otworzył, bo pomimo ciepła pszczoły nie wylatywały. Opowiedział tak , jak napisałem powyżej. 

Komu więc zależy na tym, aby nadal udawać ,że nosemy ceranae u nas nie ma ???  Ile jeszcze musi rodzin i pasiek zginąć , zanim problem dotrze do wysokich progów  Ministerstwa, a te z kolei zacznie się zastanawiać, co podjąć w tej sytuacji.?

Miałem najlepsze chęci, pomóc tym kolegom, którzy wcześniej niż inni, zetknęli się z tym problemem.  Za sprawą kogoś "życzliwego", który nadal udziela "rad" na tym forum,

zostałem "namówiony", aby tych rad kolegom nie udzielać.  Do niego, należało by odsyłać każdego, kto obecnie traci swoje pszczoły z tego powodu, i nikt nie chce im pomóc.

Dzieje się tak w czasie, kiedy nasz rynek, zalewany jest miodem z Ukrainy, nawet rozlewanym pod banderolą PZP, z kraju, gdzie oficjalnie i za pozwoleniem, stosowane są do leczenia pszczół te preparaty, które u nas są zabronione.  Warto więc zadać pytanie, czy w tych miodach, nie ma pozostałości po tych preparatach ??

Czy tylko dlatego nie ma ,że nikt ich nie bada???  A jeśli przenikają one do miodu, to kiedy i w jaki sposób z niego znikają ??? Jakim cudem, nadają się one po przekroczeniu granicy naszego kraju, nawet do oklejania ich banderolą najwyższej jakości PZP???

 Jak długo jeszcze, mamy przemilczać te sprawy, i w imię czego ???

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Wojciech_p

 

 Jak długo jeszcze, mamy przemilczać te sprawy, i w imię czego ???

Pozdrawiam.

Wal Waść z grubej rury i pierdołami się nie przejmuj.Białe rękawiczki są dobre ale nie teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolego. Z grubej rury, to wali do nas już od pewnego czasu nosema ceranae, ale nie wiadomo dlaczego, niektórym trudno to przyznać , wolą wszelkie niepowodzenia w pasiekach tłumaczyć warrozą , zamiast jak najszybciej określić zagrożenie i szukać rady.

Normalnym jest, że te dwa zagrożenia, obecnie występują równocześnie, i nawzajem się kumulują ich skutki.  W moim opracowaniu na ten temat, starałem się w miarę zrozumiale określić objawy nosemy ceranae, i wykazać że nie jest łatwo je zauważyć odpowiednio wcześnie, bez wnikliwej obserwacji rodzin w pasiece, zwracając uwagę na nienormalny wzrost liczebności niektórych rodzin, co nie idzie w parze z ich produkcyjnością. To są pierwsze symptomy pojawienia się większej ilości pszczół zaatakowanych tą bakterią, które czując już swoją słabość, starają się nie opuszczać ula, czyniąc tym wrażenie dużej liczebności, ale niezdolnych do normalnego funkcjonowania pszczół.

Już dziś w ramach "grubej rury" mógł bym wyliczać pasieki, jakie poniosły ogromne straty w liczbie rodzin, pomimo, że zima , jeszcze się nie skończyła. W niedalekiej odległości ode mnie, pasieka , gdzie pszczelarz zazimował 80 rodzin, wyleciało jeszcze trzy. Prawdopodobnie zginą zanim ustali się pogoda.

W innej miejscowości, niedaleko tamtej, pszczelarz zazimował 30 rodzin i nie została mu żadna.  Czy trzeba jeszcze grubszej rury ??? 

Można , ale po co?  Aby za chwilę ktoś napisał tu formułkę  "sed lex, dura lex" ??? Przerabialiśmy to już.

Tu potrzebna jest pilne zebranie danych, dotyczące tych pasiek, gdzie straty jakie uwidaczniają się obecnie , mają związek z nosemą ceranae, i w trybie pilnym , przekazywanie ich w te miejsca, gdzie mogą  być podejmowane decyzje, co do dalszego postępowania, w tych przypadkach, gdzie jest jeszcze co ratować, i celem zapobieżenia dalszym dużym stratom w przyszłości. Trzeba uruchomić laboratoria, aby rzetelnie przebadały, czy rzeczywiście jakieś pozostałości zostawały by przy leczeniu pszczół, tymi preparatami, którymi leczy się  tam , gdzie bardziej pragmatycznie podeszli odpowiedzialni, do tego problemu.

Kiedyś już o tym pisałem, ale mnie wyśmiano, a przynajmniej nikt się tym nie przejął, że jak mówi oklepana formuła, którą setki razy dziennie słyszymy z ekranów telewizorów, że "każdy lek, niewłaściwie stosowany, zagraża twojemu życiu lub zdrowiu". 

Jeśli jest preparat, który może pomóc, to trzeba opracować taki sposób jego zastosowania, aby nie powodował przedostawania się do miodu. I taki sposób , tez jest już opracowany, ale , jak się nietrudno przekonać, dla niektórych ważniejsze jest, aby przy tej okazji ktoś mógł zdobyć jakiś skrót przed nazwiskiem, a mniej liczy się dobro pszczół.

Ja o te skróty, nie dbam, więc chętnie podzielił bym się tym , co już udało się opracować. Potrzebne jest tylko, właściwa ocena zagrożenia, i dobra wola ze strony tych, którzy mogli by pomóc.

Jeśli nie ma innego sposobu, to trzeba zacząć robić wykazy tych pasiek o których już wiemy i wkrótce będziemy niestety się dowiadywać.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Wojciech_p

 

Jeśli nie ma innego sposobu, to trzeba zacząć robić wykazy tych pasiek o których już wiemy i wkrótce będziemy niestety się dowiadywać.

Pozdrawiam.

W innym temacie wnioskowałem by Polanka jako elitarna organizacja o zasięgu ogólnopolskim podjęła czynności wspomagające zgłaszanie.

Pszczelarze boją się zgłaszać, a innej drogi uruchomienie myślenia u urzędników nie widzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do warrozy:

Ja również stosuję od kilku lat tylko kwas szczawiowy i nie podzielam niepokoju.

"To co mamy w lutym na wkładkach to 30% tego co jest w ulu."

Skąd takie stwierdzenie WojciechuP? Czy to dogmat? Czy te 44 + 102 = 146 samiczek warrozy (stan początkowy) to te, które "przemyciły" się nieporażone kwasem pod zasklepem resztek czerwiu? Bo przecież po prawidłowym jesiennym zabiegu polewania kwasem (98% skuteczności) osyp został usuniety (tak zrozumiałem wcześniejszy post KrystynyS) i nie możemy przyjąć, że te 44 sztuki to naturalny, 30%-owy osyp zimowy pasożyta. Ja bym tak nerwowo nie reagował, trzeba wyrywkowo sprawdzić stan warrozy wiosną (powiedzmy apiwarolem, cukrem pudrem), a później skontrolować na czerwiu trutowym. Tutaj brakuje mi danych o ilości warrozy przy czyszczeniu wkładek (szuflad) powiedzmy minimum 2 tygodnie po zabiegu. Od kilku lat po sierpniowym zakarmieniu i stwierdzeniu, że w rodzinie jest wystarczająca ilość pszczół do zimowli, zdejmuję poduchy, wyciągam szuflady i trzymam pszczoły na zimno. By mamusie jak najszybciej dały sobie spokój z czerwieniem. Po pierwszym przymrozku wsuwam szufladę i robię ciepły (35°C) prysznic kwasowy. Mam ten luksus, że ze względu na niedopszczelenie terenu nie muszę przejmować się jesienną reinwazją. Poduchy wracają do uli na początku lutego.

U mnie to działa i nie zamierzam na razie zmieniać taktyki walki z warrozą.

O nosemozach się nie wypowiadam, bo nie mam wystarczającej wiedzy (podobnie jak większość weterynarzy). Uzupełniłem zapas świeżej 3%-owej wody utlenionej i w razie konieczności zastosuję kurację prof. Romaniuka.

Od 12 lat do zwalczania warrozy używam tylko kwasów. Po nakropieniu kwasem szczawiowym

wszystko to co się osypie przez 5 tygodni od wykonania zabiegu traktuję jako osyp wynikający z działania kwasu. Po tych 5 tygodniach rodziny dostają czyste szuflady i zaczynam zbierać osyp zimowy. Tak więc ten osyp jaki podałam, to osyp nazwijmy to naturalny. Wiem, że powinnam coś zrobić wiosną, ale co to będzie to zadecyduję po otworzeniu uli. Zanosi się na to, że powtórnie kwas szczawiowy. Już to w przeszłości robiłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...