Skocz do zawartości
robinhuud

Pandemiczny Poznań ratuje pszczoły

Rekomendowane odpowiedzi

Pan Marszałek Wielkopolski w ciągu ostatnich 3 lat wydał 6 mln na węzę rozdawaną wielkopolskim pszczelarzom za friko. Zależało mu na poprawie warunków fitosanitarnych w ulach. Od tego czasu ilość zgłoszonych w Wielkopolsce przypadków zgnilca amerykańskiego podwoiła się (według rejestrów GIW). W ten sposób przy współpracy z pięcioma wielkopolskimi WZP/RZP pszczelarze wielkopolscy „wzbogacili się” o darowane im 120 ton wosku niejasnego pochodzenia. Teraz miasto chce urządzić na terenie Cytadeli podświetlany miodowy ogród z kaskadą wodną i leżakami dla widzów pszczelego spektaklu. Jest gotowe wydać na to 1,6 mln zł. będąc pewnym, że leżaków nie zajmą menele dla degustacji tanich win.  Niezależnie od tego sporą kasą wspomagał wcześniej pszczelarzy WFOŚiGW. Nie znam dokładnie sum, ale myślę, że suma wymienionych wyżej pieniążków jest większa niż otrzymywana przez pszczelarzy wsparcie w ramach KPWP. Poznań jest obstawiony pasiekami i przedmieścia są przepszczelone. Teraz grupa amatorów bez współpracy z pszczelarzami udaje, że pastwisko pszczele Poznania nie jest eksploatowane przez pszczoły z przedmieść i śródmieścia Poznania. Warszawskie Pszczelarium ma już kilka pasiek na poznańskich dachach i chce powiększyć swe pasieki udając, że mają monopol na miejskie pastwisko pszczele. Poznań jest obrysowany cyrklem PLW jako strefa zazgnilczona AFB, gdzie nie powinno się wykonywać żadnych ruchów z pszczołami. W centrum tej strefy zgnilca znajduje się siedziba WZP Poznań, który z tego co widać nie pcha się do udziału w poznańskich przedsięwzięciach pszczelarskich. Prawie w centralnym punkcie strefy zgnilca znajduje się również duża hurtownia pszczelarska Łysonia. Jakaś pani z samorządu z silnym parciem na szkło, przebrana za pszczółkę przekonała na sesji radnych, że wydanie 1,6 mln w strefie zazgnilczonej i przepszczelonej jest pomysłem bardzo oryginalnym i unikalnym w Europie, a może i na świecie. Strasznie to wszystko jakieś takie głupie i infantylne. Może władze Poznania zafundowaly by zamiast tych dziwnych ruchów swoim pszczelarzom woskomat? Chyba wielkopolska poważnie rozumiana praca u podstaw rolnictwa z tradycjami Dezyderego Chłapowskiego, Hipolita Cegielskiego, a nawet Wiktora Widery to już przeszłość. Szanowni Koledzy pszczelarze – nie mam z tym jako drobniutki poznański pszczelarz amator niczego wspólnego i nie popieram tych pomysłów. Próbowałem kilka lat temu z kolegą założyć w Ogrodzie Botanicznym UAM pasieczkę edukacyjną i ścieżkę pszczelarską, gdzie każdy pszczelarz mógłby poznać popularne i rzadkie rośliny pożytkowe. Tak poznawałem je sam (mieszkam tuż przy Ogrodzie Botanicznym) Kolekcja jest bardzo bogata, ale w stanie rozproszenia. Dyrekcja Ogrodu wynajęła sugerowany na pasieczkę kącik młodzieży paintbollowej strzelającej do siebie kulkami z farbą. Pasieka stanowiłaby zagrożenie dla tej młodzieży i studentów – taką usłyszałem opinię jako uzasadnienie krótkiego NIE. Odnoszę wrażenie, że w tym wszystkim pszczoły są tylko pretekstem do czegoś, czego do końca nie rozumiem. Zdaje się że moim zadaniem jest przyjmować bezsensowną pomoc bez szemrania i nie dyskutować, a tylko podziwiać władzę. I tą samorządową i tą pszczelarską.  Pszczoły to zbyt odpowiedzialna sprawa, by ją załatwiać wciągając pszczelarzy. Najbardziej intryguje mnie to nocne oświetlenie pasieki na Cytadeli nie przeszkadzające nocnym owadom. Jak będzie wyglądał poznański pszczelarski Sylwester na cytadeli z racami i petardami – już z kolegą zmierzyłem i wiem. Pszczelarium przed pomiarami temperatur w ulach na dachach w czasie upałów jakoś broni się (proponowałem). A jak ratowanie pszczół przebiaga u Was?

https://wtk.pl/news/67666-amfiteatr-na-cytadeli-zmieni-sie-w-ogrod-miododajny?src=news_box_newest&srcindex=1&device=dt

https://www.piw.poznan.pl/wp-content/uploads/2019/08/Zgnilec3.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po tej, przydługiej, analizie po raz kolejny po raz kolejny przypomniał mi się biskup Krasicki - "wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły"...                                                         Wniosek, dla mnie, jest jeden /nie tyczy to tylko Wielkopolski/ - nad całością winien czuwać jeden mąż opatrznościowy bo, jak widać... i tu biskup się kłania. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zdążyłem jeszcze "ułożyć" w świadomości tekstu  jaki jest moją odpowiedzią na wpis kolegi "robichuuda" , a już "niezawodny" Atena w dwóch linijkach  umieścił swoje "antyczne" rady, których już setki napisał na tym forum , przy byle okazji.  Trzeba to jednak przyjąć , jako taki "folklor" , zgodny zresztą z jego zapewnieniem , że będzie takie rzeczy pisał nawet wtedy, kiedy forum przestanie istnieć.    Wracając jednak do tekstu "Robina",  można go krótko podsumować słowami , "macie co chcieliście".  Moim skromnym zdaniem , sytuacja jaką opisał Robin w Poznaniu, w różnych podobnych formach,  ma miejsce w wielu innych miastach w kraju, i nie tylko dużych , ale nawet w całkiem niespodziewanych miejscach , że przypomnę choćby opisywane już na tym forum umieszczenie jakichś uli z pszczołami na dachu zakładu karnego w Opolu Lubelskim.   Wszelkie tego typu i podobne działania , są niepożądanym efektem  biadolenia i ciągłego narzekania środowiska  pszczelarskiego na warunki działalności pszczelarskiej, często sprowadzające się do nadziei , że spowodują finansową rekompensatę strat ponoszonych w pasiekach z powodu tych warunków.  To ciągłe lamentowanie i skargi, zwracają uwagę nawet tych , którzy normalnie z pszczołami nie mieli by nic wspólnego, ale zainteresowani, zaczynają się bliżej tematowi pszczelarstwa przyglądać. A to przyglądanie , to nie są odwiedziny w jakiejś małej czy średniej pasiece, i tam rozmowa z pszczelarzem o jego problemach.  Pszczelarstwo zaczynają oni poznawać przez tzw. "reprezentatywne" firmy pszczelarskie, których w każdym terenie zawsze się kilka znajdzie, a które , jak już wspomniałem, niewiele mają wspólnego z rzeczywistym obrazem przeciętnego pszczelarstwa. Mają oni co prawda pszczoły, ale z reguły ogromną większość swoich dochodów , generują  nie z tego co uzyskują od swoich pszczół, lecz z reguły z działalności tzw. około pszczelarskiej, jak : import miodu, skup i handel produktami z mniejszych pasiek, często produkcja produktów miodopodobnych, itd. itp.  To w takie miejsca z reguły docierają przedstawiciele mediów i lokalnych i ogólnopolskich , i w następstwie tego pojawiają się publikacje pokazujące , jak można "radzić  sobie" w tym temacie, i tak właściwie, to nie widomo, dlaczego ci pszczelarze ciągle jęczą i biadolą.  Zwracają tym też uwagę, różnego pokroju cwaniakom i niektórym samorządowcom, że na tej "upadającej" dziedzinie , można zbić niezły kapitał.  Czasem będzie to kapitał finansowy , który wielokrotnie już był opisywany tu przez tego samego kolegę "robinchuuda" pod wspólnym określeniem "skubania Brukselki" , a inni zbijają kapitał polityczny, polegający na tym, że fajnie być dobrym za nieswoje pieniądze, a przy okazji zyskuje się grono wyborców, którzy z "wdzięczności" będą głosować na danego samorządowca , tak jakby wartość  przyznanej "pomocy" odjął on swoim dzieciom od ust.   Opisana przez kolegę  "Robina" sytuacja pokazuje , jak mylą się w swoich oczekiwaniach wobec "decydentów" ci wszyscy, którzy tak ciągle narzekają i biadolą , z nadzieją na jakąś jałmużnę od tych,  którzy mogli by pomóc, gdyby mieli taką wolę . Sytuacja w pszczelarstwie przypomina trochę taką , kiedy kierowcy narzekali by na jakość dróg i związane z tym straty, a adresaci tych narzekań , pokazywali by im dobrze prosperujące warsztaty naprawcze samochodów, i przekonywali ich że w branży samochodowej dobrze się dzieje.  Podobnie jak mający problemy z własnym mieszkaniem, mieli się cieszyć , że branża deweloperska  ma się doskonale.  Można by tak jeszcze długo opisywać stan tego co jest przedmiotem wpisu kolegi "Robina" i wielu innych. Przestańmy jednak ciągle narzekać , biadolić i żebrać.  Od kilkudziesięciu lat , od kiedy prowadzę pasiekę , nigdy nie korzystałem z żadnej formy "pomocy" jaka była efektem tych żalów i postulatów , jakie środowisko pszczelarskie formułuje wobec tych, którzy z urzędu mają pszczelarstwo wspierać. Raz lepiej , raz gorzej, ale zawsze jakoś daję sobie radę. Zawsze na tej "pomocy" zarabiali kombinatorzy, którzy wiedzą jak się ustawić, w której kolejce i do której półki.  Przykro to pisać , ale taka jest prawda.  Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robinie w tym szaleństwie jest metoda w Ogrodzie Botanicznym UAM zamiast ścieżki edukacyjnej dla pszczelarzy urządzono poligon dla paintballowców, a w dawnej Cytadeli powstanie tarasowy ogród roślin miododajnych. 

Jest ruch w interesie, a bilans w skali miasta wyjdzie na zero. 

Masz rację ochrona pszczół to wspaniały pretekst dla różnego rodzaju działaczy i polityków by utrzymywać i pozyskiwać elektorat, publika musi mieć stałe wrażenie, że coś się dzieje. 

 

Kol. Karpacki bardzo trafnie podsumował dotychczasowe formy pomocy dla pszczelarzy pisząc:

"Zawsze na tej "pomocy" zarabiali kombinatorzy, którzy wiedzą jak się ustawić,

w której kolejce i do której półki."

 

-------------------------------------------------------------------------------------

Niestety nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem konkluzję Ateny:

"Wniosek, dla mnie, jest jeden /nie tyczy to tylko Wielkopolski/ - nad całością winien czuwać jeden mąż opatrznościowy bo, jak widać... i tu biskup się kłania. 

Komu się biskup kłania? Jeśli Atenie to z niego nie biskup, tylko bałwochwalca i poganin.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu biskup się kłania z puentami bajek które napisał ku uciesze i refleksji czytających. Czego tu nie można zrozumieć tego ja z kolei nie rozumiem. A to że wielce zasłużony dla narodu Polskiego hierarcha nawet ukłoniłby się pospólstwu - to co?  To bałwochwalca i poganin?   Przywołuję obrzęd obmycia nóg... już wkrótce... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nieco poszerzę odpowiedź na to pytanie.

To oznacza, że jeżeli władze miasta chcą założyć w Poznaniu na Cytadeli rezerwat dla owadów zapylających (wszystkich, być może jak we Wrocławiu również zadrzechni) to powinien być zrobiony jakiś plan zagospodarowania pastwiska miejskiego. Nawet poparłbym pomysł rezerwatu owadów zapylających w mieście, bo poza miastami robi się kukurydziana pustynia owadzia. Zakładanie na pobliskich dachach pasiek apis mellifery powoduje głód innych okolicznych, w tym „dzikich” zapylaczy, które są ważniejsze dla bioróżnorodności niż buckfasty. Poza tym Pszczelarium udaje, że nie wie, że pastwisko miejskie jest intensywnie eksploatowane (w granicach promienia lotu) przez pszczoły z pasiek w centrum Poznania (są takowe) jak i z peryferii miasta. Nikt w tym bałaganie nie jest w stanie rozliczyć się analizą pojemności wspólnego pastwiska pszczelego, wszyscy palą głupa i żerują na sentymentach - jakie to dziś trendi jest opiekowania się i adoptowania naszych kochanych pszczółek. Wszyscy również udają, że zgnilec ich nie dotyczy. Szastają więc bez sensu nie swoimi milionami. Jutro ktoś wpadnie na ganialnego pomysła, że ul na własnym balkonie urbanbeekeepera – analfabety zabezpieczy miodowe potrzeby każdej rodziny. Wszyscy przejmują się bardzo dyrektywą ptasią (np. Fort VII i VIIa) podczas gdy bez dyrektywy owadziej nie ma ona sensu. Nikt nie wie ile jest w mieście pasiek i nie przejmuje się tym, ile się tam może racjonalnie pomieścić. Często mam wrażenie, że kilka uli na dachu jest przepustką dla handlu większymi ilościami miodu niejasnego pochodzenia. Zawsze było dla mnie zagadką skąd takie ilości miodu miejskiego, że aż potrzebny jest handel internetowy. Podobnie jak nie mogę wyjść z podziwu skąd tyle miodów gatunkowych w sklepie naprzeciwko Domu Pszczelarza. Pani weterynarz kontrolująca moją pasiekę powiedziała mi, że przejechała po mieście 70 km i oprócz mojej pasieki skontrolowała jeszcze jadną (kontrola w strefie zazgnilczonej). Reszta pszczelarzy udawała że nie ma ich w domu, lub podawali u PLW fikcyjne adresy pasiek. Pszczelarstwo dachowe powinno być zabronione choćby z powodu braku możliwości kontroli weterynaryjnej (skakanie po dachach) i z tego powodu, że jeszcze nie brakuje dla pasiek miejsca na ziemi. Kocham nie tylko pszczoły, ale i całą przyrodę. Jednak decyzje o miejskim rezerwacie owadów i pasiekach na dachach powinny pochodzić z mózgu, a nie z serca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Myślę, że temat nie dotyczy tylko miasta Poznania. Nie dotyczy nawet tylko polskich miast, ale wielu regionów Polski. W tym także (a może przede wszystkim) terenów wiejskich. Warto zobaczyć co się dzieje gdy ktoś wysieje choć kilkanaście arów facelii czy gryki w Wielkopolsce. Ule stoją w rowach, pochowane w kukurydzy rosnącej obok, bez zezwoleń, bez umówienia się z rolnikiem. Totalna wolna amerykanka. Niewyobrażalne duże ilości pni pszczelich na niewyobrażalnie mały areał pożytku. Tam to musi być głód i to nie tylko dzikich zapylaczy ale także tych mitycznych, złych "buckfastów". 

A jak wygląda większość wsi - szczególnie na zachodzie kraju. Dookoła pustynie pszenicy, żyta, jęczmienia. Trafi się rzepak (i to hybryda..) , kilka akacji i lip na cmentarzu i to wszystko. Wydajności z uli po kilka, góra kilkanaście kilogramów miodu. Głód pyłkowy wiosną (producenci ciast proteinowych zacierają ręce), karmienie w trakcie sezonu. Tam to musi być głód dla owadów.

Nie neguje nie najlepszej sytuacji w Poznaniu, stwierdzam jednak, że wymienione przez Pana problemy to problemy ogólnopolskie. 

Patrząc jednak na wydajność moich rodzin pszczelich w Poznaniu, to trudno mi uwierzyć, że moje pszczoły powodują jakikolwiek głód innych owadów. Żeby to osiągnąć poza miastem musiałbym ostro wędrować od kwietnia do września. Może akurat stoję w takich miejscach? Stąd pytanie - czy głód dzikich zapylaczy w Poznaniu, kosztem "złych buckfastów" został jakoś zbadany? Udowodniony? Czy to hipoteza :) ? 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I znów odwołam się do mądrości zaczerpniętej z Hamleta... W tym szaleństwie jest metoda. 

A skoro, z wielu przyczyn, metoda przynosi jakieś(?) profity więc ubiera się ją odpowiednio patriotyczne szatki i upowszechnia  wśród  zatroskanej   o środowisko publiki. Ilu potrafi ten temat prawidłowo ogarnąć?  Dla mnie jest to nonsens w sensie merytorycznego  podejścia do spraw ukierunkowywania kształtowania ochrony przyrody w miastach.  

  I tu powraca, jak mantra, pytanie; czy dalej pszczelarstwo ma być wciąż dla siebie "sterem, żeglarzem, okrętem" ? Wszystkie dziedziny gospodarki są jakoś sterowane, w pszczelarstwie dominuje kult samorządności! Jak widać powolny dryf ma kierunek na skały.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie piszę źle o Poznaniu. Tutaj przynajmniej coś się dzieje i coś wiadomo. Bardzo doceniam program zadrzewień równoległy do programu im. siekiery min. Szyszki. Uważam, że Poznań powinien tradycyjnie świecić w Polsce rolniczym przykładem. Mamy tu Instytut chemicznej Ochrony Roślin przed pszczołami, Uniwersytet Przyrodniczy. Szkoda, że w awangardzie owadzich działań nie widać śladu WZP Poznań po bohatersku zapracowanego obsługą KPWP i rozdawaniem węzy. Znam również sytuację w Warszawie i może coś o tym też napiszę. A może tubylcy pomogą? Pytanie o przybuckfastowy głód innych zapylaczy trzeba skierować do specjalistów - mamy katedrę owadów użytkowych UP w centrum Poznania. Gdy patrzę na poznańską mapkę zgnilca, mogę odnieść wrażenie, że cyrkiel dla jednego kółka 6 km został ostrzem wbity w mapkę na ich podwórku. Ciekawym jest fakt, że niektóre miasta lewą ręką dają miliony na ochronę pszczół, a prawą też miliony na odkomarzanie i odmeszkowanie, a przy okazji wypszczelanie. Mam nadzieję, że przynajmniej Cytadela nie będzie odkomarzana. Pytanie czy miejskie buckfasty zlizują masełko z chlebka miejskim trzmielom, miesierkom, murarkom i motylkom jest bardzo ciekawe, ale nie do mnie. Może na jakiś grant NCN?. Ja w każdym razie w Poznaniu "kolibrowatego" fruczaka gołąbka nie widziełem, a na Pomorzu Zachodnim i owszem. Aż się wybiorę na Cytadelę i poleżę przy kwitnącym żmijowcu na tych leżakach z aparatem foto. Jak dożyję.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie

×
×
  • Dodaj nową pozycję...