To napięcie między lewactwem a prawactwem zdaje się narastać.
Problem z tym, czy Ci, a moim zdaniem jest ich większość, którzy nie należą do żadnej z tych grup, powinni na to patrzeć obojętnie.
Bo dla celów propagandy lewactwo zalicza wszystkich, którzy nie są lewakami do prawactwa, a prawactwo swoich niezwolenników do lewactwa.
Stare pojęcia lewica, prawica stały się w dużej mierze socjologicznie puste, a nowe, jak widzimy, nie są traktowane z szacunkiem, tylko pogardą.
Zaczęcie dyskusji od pogardy chyba nie prowadzi do kompromisu, więc dmuchanie w ten podwójny gwizdek to wg mnie kiepski rodzaj harmonii społecznej.
Dla mnie jest to dylemat, bo prawactwo czerpie z doktryn, które uważam za sensowne, ale czyni zbyt daleko idące uproszczenia, które prowadzą do tego, że model, jaki opisują nie zgadza się z rzeczywistością czy nawet logiką, a lewactwo ogranicza prawo własności, które jest podstawą wolności obywatelskiej. Patrząc na fora internetowe czuję się jakbym płynął między Scyllą a Charybdą.
Jedynym wskaźnikiem moralnym odnośnie partii jest dla mnie paradoksalnie współczynnik ekonomiczny, czyli dzień wolności podatkowej, jako praktyczny wskaźnik wolności obywatelskiej.